[kampania DH odc.16] kapitan Octavius Lox

Przed siedzibą chóru astropatów, przebijając się przez tłum na plac, akolici napotkali obraz masowej rzezi. Setki ludzi porozrywanych w zamachu bombowym, mnóstwo rannych, wołających pomocy od kogo się dało. Adepci mechanicusa zaczynali zajmować się tymi, których zdołali ratować. Sabant, ku któremu wyciągały się błagalnie ręce cierpiących, przeżył chwilę dylematu, o ile mechanicusy je miewają, ale szybko skalkulował że powinni pospieszyć do kostnicy by zapobiec kolejnym zamachom. Nie widział, ale wkrótce dowiedział się od telepatki, jak bardzo miejsce masakry, przesiąknięte krwią, cierpieniem i strachem, osłabiło osnowę, która trzeszczała resztką sił. Psioniczka nie miała szans samemu ją podtrzymać, potrzebna była pomoc chóru. By nie czekać aż przebije się przez tłum z powrotem do wrót, Sabant poleciał z nią negocjować wsparcie.

Drzwi były zamknięte na głucho, na szczęście nawet zanim shackował panel, mistyczka zaryzykowała telepatyczne dołączenie do chóru i przekazała im, że na zewnątrz osnowa aż trzeszczy i jest o krok od katastrofy. Chór zamilkł, po czym wrota otworzyły się i astropaci zaczęli formować szyk. Flavia naiwnie pomyślała że do nich dołączy, ale ich przewodnik sprowadził ją na ziemię. Sprawa była bardzo poważna i właśnie zapobiegli katastrofie, lecz problemy dopiero się zaczynały, wraz z walką o stabilność osnowy. Ta w okolicy ich siedziby była cieńsza nie przez przypadek. Formując półokrąg, astropaci przystąpili do zespołowego wysiłku, lecz już po chwili widać było śmierć pierwszych, którzy nie dali rady. Sabant spojrzał z politowaniem na towarzyszkę, wypominając jej pomysł wsparcia chóru w gromadnym umieraniu. Jednak na pomoc rannym też nie było czasu. Przypomniałam mu, że xenos poluje na naszych… już miałam powiedzieć bliskich, ale nazwanie tak Germanicusa i matki Javiera byłoby zapewne lekkim faux pas, nie wspominając o najemniku z promu. Xenos poluje na naszych przyjaciół. Nie wiedziałam czy maszynusy tak nas postrzegają, ale teraz wiem że tak.

W kostnicy była koszmarna masa trupów. Darłam się za brakującymi towarzyszami, ale wrzawa była straszna, a poza tym jeden był tak zajarany swoim nowym kondensatorem, a drugi nie raczył jeszcze włączyć komunikatora po kąpieli, więc wyszło jak wyszło i prawie na siebie wpadliśmy. Octav widząc zamieszanie, słuchał co się porobiło, aż w końcu jego wzrok padł na serwitora. Był wcześniej na tyle zaaferowany własnymi sprawami, że nawet nie zauważył prac nad nim. Jak on te raporty składa, że potem nie wie co raportował? Wydawał się sceptyczny wobec eksperymentów Sabanta, i w ogóle ostentacyjnie mówi o Javierze „to”. No to się z nim pokłóciłam. Nie będzie mi mechanicus poziomu człowieczeństwa krytykował. I jeszcze marudził że ma mniejsze szczypce niż Javier. Imperatorze! Słyszałam jak Bianka sugeruje mu by nazywał go po imieniu chociaż przy mnie.

Jak opowiadaliśmy o zdolnościach xenosa, to przyznałam się Garakowi że zabiłam Germanicusa. Garak zapodał mi eliksir na łzy, ten sprawdzony po walce z bratem. Widać nie tylko ja zwinęłam zarekwirowałam wtedy flaszkę z bankietu. No to znowu zapijaliśmy smutki, a reszta planowała co dalej. Parteos szykował sprzęt. Octavius nawiązawszy kontakt z flotą orbitalną, apelował o wsparcie, niestety bez skutku. Siostra zarządziła modły. Krótko mówiąc, najlepiej do samobójczej misji przygotowywaliśmy się ja z Garakiem.

Ku miejscu masakry ściągały oddziały zbrojnych. Trzy czworoboki liczące kilkaset żołnierzy kroczyły nieugięcie opędzając się od każdego. Po krótkiej i owocującej niezgodą wymianie pomysłów między Bianką a Octaviusem, śledczy zaczepił najbliższych zbrojnych i nie siląc się na dyskrecję, zagrzmiał w imieniu inkwizycji pytaniem o dowódcę. Siostrze odebrało mowę i niektóre kolory, tak ją zirytował. Zaś zaczepieni nie uwierzywszy mechanicusowi, posłali w radio informację dla sierżanta o zatrzymanym prowodyrze i zaczęli go pałować. Nie żeby ich wysiłki robiły różnicę powalonemu. Pancerz wytrzymywał wiele. Nieobojętny na domniemaną krzywdę kolegi Garak zerwał się mu na pomoc, stawiając piromantkę w kompletnym rozdarciu co robić. Siostra Bianka nie pomagała, namawiając by posłać w tłum jeszcze Javiera. Widząc jak zareagowali na Octava, uznaliby to za zmasowany atak i lawina by ruszyła. Normalnie czułam już ten dym, krew i plastal obserwując Garaka, ale wybijanie grupy sankcjonitów, tak po Germanicusie, i to kiedy mieliśmy pozyskać ich pomoc, było wyjątkowo nienormalne. Cała nadzieja leżała w pojednawczym wystąpieniu Parteosa. Ale wtedy Garak ściął głowę jednemu, Octav usmażył drugiego, a oddział wziął ich na celowniki. Dopiero wówczas wkroczył ze spóźnionym pojednaniem Parteos.

I objebał wszystkich jak leci.

Ansec już się wylał, więc kapłan postraszył tą inkwizycją, aż wstrząśnięty i zmieszany (z błotem) sierżant padł w skrusze na kolana, a za nim cały oddział. I obiecał, że następnym razem zabije Octava, bo Parteos miał wyraźny żal o słabą skuteczność służb Imperatora. Osobliwa dyplomacja, nigdy nie zgłębię jej mechanizmów, ale odesłano nas do dowódcy. Generała Nesima.

Im bliżej byli miejsca masakry, tym trudniej było ignorować niestabilność osnowy. Garak, ewidentnie pod złym wpływem towarzystwa mistyczki, odczuł wyraźnie skutki nadwerężenia osnowy, niesiony wzbierającym zewem walki. Czuł się jak w domu. Jak zbliżając się do areny. Widząc skrzącą się kopułę mocy nad pokrwawionym placem otoczonym przez astropatów, Sabant obserwował mistyczkę, dopytując czy to wzniesiona osłona. Wyglądało jak bariera, prawda? A było tylko iskrzeniem zderzonego oręża. Przegrywającego oręża. Co miałam mu powiedzieć? Sabant nie jest głupi. Powiedziałam mu, że to bardziej brama niż bariera. Nie tyle portal, o jaki dopytywał, ile niefinezyjna, brutalna wyrwa w ścianie. Nie mówiłam mu, co za nią widać. O czekających, zataczających koła demonach. O oparach krwi. O wielkim tronie z nieprzeliczonych czaszek. Wtedy, sprowadzony do rzeczywistości przez serwoczaszkę Parteosa, drącą mu prosto w ucho credo imperialne, oprzytomniał Garak, zdając sobie sprawę ze swego stanu i niejasnych wrażeń spoza osnowy. Wydawał się pod wrażeniem, pytając czy ja często się z tym zmierzam. Na Imperatora. Za jego plecami latała chmara demonów i wiodła ścieżka do tronu Khorne’a. A on stał tam i pytał… nie wiedział nawet o co. Ciągle to widzę.

Ciekawe czemu akurat on dostrzegł tam więcej. Może Khorne ostrzy sobie zęby na uciekiniera z planety trzymanej w garści. Trzeba go ochraniać. Ale to już wiemy

Mechanicusy i kościelni rozmawiali ze starym generałem. Otrzymali dwudziestu sankcjonitów jako wsparcie. Nadali wiadomość do lady, informującą o planach zejścia na niższe poziomy i wytropienia źródła problemów. Skojarzyli zakresy nadawcze w komunikatorach. Ustalili, że w razie ich porażki na dole, Nesim ześle na cały dół bomby wirusowe. I tak by pewnie nie ruszyły pozabiałkowej formy życia.

Wiodąca ku windzie trasa poprzekreślana była barykadami, lecz ulice były raczej opustoszałe. Przytomna w każdej sytuacji siostra bitwy przekazała nielicznym strażnikom, na jakich przybyszów z dołu i na jakie objawy szczególnie uważać. Po czym zjechali na dolne poziomy kopca.

Nic się nie stało. Nie tylko na tym poziomie. Nikt nie słyszał też w komunikatorach słowa o masakrze na górnych poziomach. O jazgocie w eterze i panice na połowie radiowych kanałów nie wspominając. Beztroska tutejszych była tak ostentacyjnie podejrzana… W osnowie nie wykazywali śladu życia. Nazwanie marionetek po imieniu spowodowało ich zatrzymanie. W pół kroku zamarły całe rzesze przechodniów.

W opanowanym bloku czekała na akolitów szopka. Z głośników rozbrzmiał marsz i teatralne zaproszenie do zoo gospodarza. Bianka zajęła się ustawianiem sankcjonitów, zaś Octavius wpiął się na szybko do monitoringu by odnaleźć gospodarza w postaci zakapturzonej, odwróconej plecami do kamery jednostki bawiącej się bronią w mieszkaniu rodziny Javiera. Zdalne zatrzaśnięcie wszystkich drzwi okazało się niemożliwe.

„Ludzkość to paradoks – tacy uporządkowani, a tak podatni na nieprawość i chaos”, dobiegały ich kolejne teatralne przemyślenia z głośników, kiedy akolici wznosili się windą. W specjalnie otwartych drzwiach mijanych mieszkań, ludzkie marionetki odgrywały scenki obrazujące różne przykłady. Pobicia. Nielegalną psionikę, której twórcę Parteos zawczasu odstrzelił z boltera. Orgię, której uczestników Bianka gorliwie podpaliła miotaczem. Ku docelowemu piętru wiodła ostatnia klatka.

Ludzie są smaczni dzięki emocjom, twierdziły głośniki, gospodarzowi bardzo smakuje strach, którym przyprawi akolitów. Piętro Javiera było puste, a drzwi w korytarzu również były pootwierane. Octavius namierzył w mieszkaniach wiele osób. Bianka poleciła sankcjonitom od Nesima zatrzaskiwać drzwi, ale zamknięcie już pierwszych zaowocowało wybuchem, w którym zginęła trójka z nich. Głośnik spokojnie wygłaszał swoje teatralne kwestie o tym że akolitów czeka strach i jeszcze gorsze rzeczy. Z mieszkań wyszli na korytarz ludzie obwieszeni ładunkami wybuchowymi, zbliżając się.

Jedyny trzeźwy, Garak, rzucił pytanie czego chce obcy. Niestety Parteos akurat rozwalił głośnik z boltera… Ale odpowiedział mu tłum, który zatrzymał swój pochód. Xenos chciał artefaktów, które mają, oraz lokalizacji tych, które oddali. Chciał mieć je wszystkie. No dobrze, więc to nie mi ani mechanicusom czytał w głowie, skoro nie wiedział o zniszczeniu statui, lalki, map, nie czytał też pozostałych z nas, bo nie wiedział ani o Tiberiusie, ani o źródle tych artefaktów.

Na pierwszy ogień zażyczył sobie maski Sabanta. I zaprosił gości do mieszkania, tworząc szpaler zamachowcami. Dla siostry Bianki było to nie do przyjęcia. Zarządała cofnięcia bombowców do mieszkań. Na korytarzu pozostali też sankcjonici.

Modlitwy na ścianach otaczały na codzień matkę Javiera. To było dobre miejsce… Również na śmierć w służbie. Obcy znowu wybrał źle.

Z właściwym sobie brakiem przekonywania ucieszył się kurtuazyjnie z wizyty akolitów. Zaczął zapowiadać że zginą. Po czym poprawił że kiedyś zginą. Może nawet po dłuższym czasie. Oho coś nowego teraz… Napawał się swoim wyobrażeniem kiełkującego w akolitach przez lata strachu i niepewności. Oznajmił, że czeka ich więcej niż strach i więcej niż śmierć, na dowód czego odwrócił się, ukazując oblicze brakującego najemnika, oraz zwolnił go na chwilę z dominacji. Ofiara nabrała życia w jednej chwili, błagając o śmierć. Już miałam to zrobić, ale nagle zniknął! I wszyscy byli poprzestawiani, obcy zabity, a Javier osmalony, i jeszcze budynek przechyliło! Bianka opowiadała jakieś niestworzone rzeczy że zniknęłam, Garak z zaskoczoną miną pytał gdzie byłam, więc zapytałam Sabanta, bo była szansa, że powie najwięcej. Potwierdził, że zebrałam się do ataku i zniknęłam na minutę, pewnie przez anomalię. Javier zaczął wariować sypiąc błędami, więc on, Sabant, shackował go (nie lubię jak nas hackuje) by ich nie pozabijał. Garak złapał obcego, za drzwiami wybuchli wszyscy zamachowcy, osuwając piętro i pewnie zabijając sankcjonitów, Bianka spaliła obcego, że ledwo Garak uskoczył. Głowa xenosa płonąc jeszcze powtarzała swoje. Zakażony tłum mieszkańców walił teraz prosto na nas, więc zaczęliśmy rąbać dziurę w ścianie.

Zostawić ich na minutę…

Na zewnątrz widać było wąski gzyms. Za mały na Javiera. Sabant nie mógł też go znieść. Szybko wydał shackowanemu serwitorowi instrukcje by ostrzeliwał się do chwili otoczenia, a kiedy zostanie otoczony, by wyszarżował przez tłum do przodu. To był dobry układ. To było dobre miejsce. Również na śmierć w służbie. Ale nie osobno, postanowiła spokojnie mistyczka, zostając z serwitorem. „Ku chwale Imperatora”, zagrzmiał mechanicznie, oglądając się na nią. Uśmiechnęła się. Czuła dym.

Ale wtedy Sabant postanowił mnie ratować.

To było takie żenujące! Nawet mnie o nic nie zapytał. Chciałam tam zostać. Pomogłabym. Nie tak jak ostatnio! Nie udało mi się nawet go zdominować. Zaprogramował Javiera na atak samobójczy a mnie zabrał. I wywalił na pomoście na dole. A chwilę potem tak samo potraktował Garaka. Zaraz poleciał po Parteosa, a następna dołączyła do nas Bianka. Octavius zmagał się tymczasem ostatkiem sił z chlapiącym swoją kosmiczną robalową breją xenosem wylatującym z zainfekowanych. Wycofawszy się, balansując już na gzymsie, zdążył pochwycić dendrytem przelatującego ostatni raz Sabanta, lecz upaprany srebrzystobiałymi ślimakami wydawał się bardzo podejrzany siostrze. Bez zbędnych formalności i ceregieli, kiedy wylądował opaliła śledczego troskliwie miotaczem ognia. Ale nie wszyscy spostrzegli ślady obcej tkanki… Toteż na Imperatorowi ducha winną Biankę zaraz poleciały wyrzuty czemu to robi i podejrzenia że jest zdominowana.

Sytuacja gęstniała. Pierwszy wybuchł Sabant, wyrzucając swoje racje, argumentując podjęte decyzje i dając ujście nawarstwionej emocji. Octavius skanował przedpole w poszukiwaniu serwitora. Na pomost waliła zgraja xenozombie, przez nią przedzierał się ku nim Javier, który musiał zdążyć zanim zawalą za sobą most granatami. Zdążył, lecz rozwalenie mostu okazało się nie takie proste. Parteos nie zdołał wystarczająco precyzyjnie wymierzyć z rakietnicy by naruszyć konstrukcję. Z pomysłem stopienia przęsła wyrwała się nagle do przodu mistyczka, ale gdy szło już całkiem dobrze, Garak niecierpliwie granatem dokończył dzieła. Z Bianką zdążyli zgarnąć towarzyszkę zanim ta spadła wraz z tłumem. Garak wrócił jeszcze ślizgiem po sunącego w dół i zawisającego na dendrycie Octaviusa. Na nich runął przelatujący Parteos, chwytając w ostatniej chwili stopy wiszącego na Garaku Octaviusa. Taki oto nieprawdopodobny łańcuszek zawisł na krawędzi rozerwanego pomostu, a wojak utrzymał wszystkich. Garak to miszcz świata. Po chwili komplet akolitów stanął na nogach w stabilnym miejscu.

Jak to ujął Parteos, nadal niczego nie wiedzieli o sprawie. Niektórzy mimo to czuli potrzebę nieco beznadziejnej narady. Bardzo ważne zagadnienie, zaraźliwości obcego i kwarantanny, wysunęła Bianka. Xenos był w dużej ilości na niższych poziomach, teraz gdy zombie poleciały w wentylatory pod zarwanym pomostem, rozprzestrzenianie się było niemożliwe do oszacowania. W nieznanej, a niepośledniej ilości był też obecny na górze. Kiedy rozmawiano o pożądanych przez xenosa artefaktach, mistyczka wróciła mimowolnie do tematu maski Sabanta. Zauważyła ostrożnie, że to jedyny z artefaktów, o którego osnowowe zbadanie mechanicus nigdy nie prosił. Wydał się zaskoczony, gotów to nadrobić, ale moment nie bardzo sprzyjał zwłoce. Beztrosko przyjmował, a nawet podkreślał, że ma wokół pięć osób gotowych i chętnych go zabić. Wypomniałam mu tę pochopną ocenę, bo wcale nie jestem chętna, no to zacytował moją mowę nienawiści z pomostu sprzed chwili, no dobra, może w istocie coś tam mi się wymskło, ale to było dawno i nieprawda. I w ogóle. Przeprosiłam go. Wydawał się raczej obojętny. No tak…

Sabant rozumiał dużo. A ja jak zwykle nic. Opatrzył potrzebujących, ale domagał się otwartej rozmowy co komu nie pasuje, zwłaszcza wobec jego osoby i w kontekście kolejności w jakiej znosił akolitów na dół. Było to komiczne bzdurne bezzasadne. Bezcelowe. Octavius, czy Parteos, a może Siostra Bianka, nie, na pewno to był Garak, zasugerowali bystrze by sprawdzić sytuację Nesima.

Barykady nadal stały. Ulice nadal były puste. Generał Nesim nadal trwał na posterunku, kontrolując sytuację. Sprawa wyglądałaby na ustabilizowaną. Gdyby nie osnowa i fakt, że z jej utrzymaniem zmagał się już tylko przewodnik Chóru. Nieobecność przy tym potężnego psionika, jakim była lady, była gorzką świadomością. Nesim nakreślił sytuację w bardzo ciemnych barwach. Gubernator wycofała się na orbitę, ku pewnej aprobacie Octaviusa.
Osnowa była o wiele cieńsza. Niczemu nie zapobiegliśmy. Po prawdzie, zaczynała właśnie pękać.

Akolici pospieszyli na lotnisko, jak masy mieszkańców próbujących się ewakuować. Przed czym? Mogli już wiedzieć? W pustej windzie skierował się ku nim sankcjonita. Oczywiście, że sankcjonita. Przy całym ich deficycie i ogólnym popłochu, jednemu akurat się nudziło. I nie dość że jechał akurat tą windą, to jeszcze podchodzi by pogadać. Mistyczkę sięgnęło pełne beznadziei deja vu. Bianka sugerowała go sprawdzić. Nikt nawet nie kiwnął palcem. Xenos wygłosił swoje zapewnienia, próbując siać strach, zwątpienie i nieufność. Rozpłynął się. Bianka miotaczem ucięła dylematy czy zbierać próbki.

Na górze sankcjonitów w walce o względny spokój wspomógł Parteos, kłamiąc że sytuacja jest opanowana. Ustąpiono, jakby ludzie naprawdę w to uwierzyli. Nesim nadał inkwizycji pierwszeństwo w opuszczeniu planety. Siostra Bianka tak optująca za ewakuacją, zrozumiała w pewnej chwili, że jest ona bardzo niewskazana. Poprosiła Parteosa, by odpowiedział sugestią, że nikt nie może opuścić tej planety.

Już z promu zaobserwowali ściągającą nad Desoleum Prime flotę orbitalną. Generał Nesim odezwał się w komunikatorach. Określił współpracę jako przyjemność, brzmiał mimo kurtuazji dosyć ostatecznie. Był zmęczony. Wydał flocie rozkaz nuklearnego bombardowania i życzył akolitom powodzenia w dorwaniu sprawcy. Niektórzy to filmowali. Niektórzy nie patrzyli. A w osnowie rozchodziły się kręgi masowej śmierci milionów mieszkańców kopca. Nie jestem pewna czy ma jakiekolwiek znaczenie, prócz indywidualnego zbawienia, to czy ostatni astropata dał radę. Teraz z pewnością już nie żył. A to, co próbował powstrzymać, co karmiło się śmiercią? No dodajmy dwa do dwóch. Miliardów… Może promieniowanie zabije xenos. Może nie zaszkodzi pozostałym kopcom. Ale wyrwy w osnowie raczej nie załata…

Osmandius. Czarna plama pośród gwiazd. Statek był w większości pusty. Jego jedyną obsadą były serwitory obsługujące. Jak na potrzeby garstki akolitów, wydawał się ogromny. Rozeszli się go zbadać, z wyjątkową niefrasobliwością postanawiając się rozdzielić. Garak sprawdził ładownię. Bianka upatrzyła sobie pomieszczenia na przyszłą kaplicę i siłownię. Rolę kapitana przejął Octavius Lox, aktualizując wszystkie potrzebne kody u serwitorów, kiedy Sabant studiował i rozsyłał po drużynie schematy statku i rozkład pomieszczeń. Rozgościł się później w przestronnej i wyposażonej sali ambulatorium, z upodobaniem myszkując w logach badań, stanach zasobów i możliwościach. Odkrył niedawną obecność w komorze krio, a sczytane dane porównał z parteosowymi, odnajdując podobieństwo.

Kiedy kapitan zajmował się poważnymi rzeczami, jego komnatę przeszukiwał Parteos. Napotkał nieład typowych dla Rubia ubrań. Walały się po łożu, ale też po sporym, wypchanym zwierzu, którego pazury obwieszone były biżuterią. Biurko również było w nieładzie, zawalone listami, dokumentami kupieckimi, zawierało też jakiś dziennik i figurkę. Była nią humanoidalna rzeźba o pięciu kończynach, na których opisany był okrąg. Plamy wina pstrzyły niektóre obszary tego bałaganu.

Stosunkowo wcześnie Octavius zapowiedział wejście do warpa. Okna zasłoniły ciężkie płyty, na statku rozbłysły ochronne glify. Na szczęście Octav znał się na pilotażu.


Bardzo dramatyczna, emocjonująca sesja, na której znowu nic mi nie wyszło, ale miałam okazję pokłócić się z Sabantem ^^ W ogóle, wkurwiony Sabant, pierwszy raz coś takiego widzieliśmy i było to ciekawe 😉
Bartek chciał zabić naszego serwitora. Co za okropny człowiek. 😮 🙂 Wiecie co, ostatnio w próbie przypomnienia sobie w co my w ogóle gramy, poczytałam trochę raportów wstecz i z rozpędu jakoś tak załapało się nemezis. A tam postać Bartka też chciała utłuc mojego androida. Czo tę Bartek? O_o

Naprawdę nie wiedziałam co zrobić w tej kabale z Octaviusem i policjantami xD Pachniało tpk. Zresztą nie tylko wtedy. :p

No i smuteg, kopca niet. Pewnie Bartek powie że to nasza wina, ale to nie my przerabiamy jesiennogawedziarską maszynką każdy drobny sukces na wiaderko łez xD

A tak serio, cóż. Mi się grało bardzo fajnie, mg fajnie zrobiłeś tego pojebusa bawiącego się w zoo, dosyć plastycznie oddałeś kres miasta. W sam raz na tyle by nie cieszyć się ze statku xD Muzyka bardzo pasowała. Rzuty wyszły jak wyszły. Ale na wyczucie osnowy dużo mi się udało i fajna drama przez to.

16 myśli na temat “[kampania DH odc.16] kapitan Octavius Lox”

  1. Atmosfera strachu i nieprzebranej niepewności utrzymywała się przez prawie całą sesje. Bartkowy Xenos jest mistrzowski – na oczy żeśmy go nie widzieli, (albo co lepsze – nie pamiętamy go!), a każdy czuł prawdziwą trwogę. Tłumne ludzkie Zoo prezentujące sceny codzienności i zamierające w jednej chwili, było wspaniałe !
    Kiedy Obcy „poprosił” o maskę z twarzy Sabanta, ten został zapytany przez Garaka, czy mu ufa, heh ;))))

    Zawsze jak podłączałem się do Javiera, używałem wyrażenia „podłączam się”, więc nie hackowałem go, ale muszę to jeszcze wytłumaczyć IC ;P
    Każda postać (oprócz Octaviusa) atakowała Sabanta podczas ratowania – na pewno będę to wypominać „czystomięsnym”…

    Bardzo liczę na „piknikową” sesję celem porządnych i długich rozmów IC, przygotowania statku pod każdego z nas, zaznajomienia się z planetą na którą lecimy i szczegółami misji do wykonania.

    Polubione przez 2 ludzi

      1. Ja tylko jeszcze raz wyciągnę na światło dzienne pewne fakty, które mocno przeszkadzają w długich rozmowach postaci. Jest to mianowicie brak zaufania. Nie wynika on z braku znajomości, a wręcz przeciwnie, właśnie dlatego, że się zdążyliśmy poznać. Nie wyobrażam sobie, aby Garak prowadził długą dyskusję z Parteosem, którego podejrzewa o bycie narzędziem chaosu Tormentiusa (jednym z setek, takich samych narzędzi, które Imperator jeden wie, jak można użyć). Nie wyobrażam sobie dyskusji z Sabantem, który w tym momencie ze skrytego psychola wyrasta na psychola jawnego, który na dodatek działa według sobie znanego klucza i który nie dzieli się informacjami z drużyną. Octaviusowi niewiele brakuje do psychola, w końcu z niego też wystają różne rurki i kable z ciała. A Garaka od nazwania psychopatycznym mordercą dzieli cieniutka linia, którą jest służba w Inkwizycji… także ten… gawędziarstwa i długich rozmów bym się nie spodziewał tutaj. Burzliwych, acz krótkich rozmów, które mogą skończyć się śmiercią interlokutora? Owszem. A i sama podróż przez osnowę, to nie wycieczka parostatkiem po Mississipi. W każdej chwili mogą nas spotkać „turbulencje”. To jak spędzanie czasu z forsującą Flavią. Tylko bardziej. Milion razy bardziej. Także ten… pozwólcie, że Garak skupi się na oklepywaniu chętnych (pozostając w pobliżu topora, gdyby z osnowy wylazło coś, co można zabić. W przypadku gdyby wylazło coś innego, cóż… )

        Polubione przez 2 ludzi

  2. Mi się po raz pierwszy źle grało. Nie mogłem się skupić na sesji, ani wciągnąć w wydarzenia. Stąd parę średnio naturalnych zachowań dla Parteosa. Nie przeczę, że to do niego, wobec kryzysu tożsamości, pasowało, ale nie było to zgodne z jego naturą.

    Szkoda mi tej sesji, bo będąc myślami daleko straciłem spory kawałek emocji. Na następną sesję muszę solidnie przemyśleć postać i reakcję na wydarzenia. Jest naprawdę o czym myśleć, zaczynając od tego, że powinniśmy tam byli zostać. Przynajmniej część z nas…

    Polubienie

  3. Bianka tylko opieprzyla Sabanta za nieratowanie Octaviusa, ostatecznie to jego oblazily kawalki przeciwnika. Gdyby zaatakowala, bysmy oboje spadli niczym kometa, ciagnac za soba smuge napalmu ;p

    Polubienie

  4. To było dobrze, czy nie było? Bo już się pogubiłem. Tomek co konkretnie było nie tak, to będziemy pracować nad poprawą. I jeszcze raz mi ktoś wspomni o jesiennej to będzie TPK. Przez k20 kampanii następnych…

    Polubienie

      1. No, w niedalekiej. Teraz dh, planowany conan, orient jest raptem trzeci w kolejce, w której planujesz k20. Toż to się załapie w Twój TPKowy killing spree 😉

        Polubienie

  5. Troszkę ta scena ze strażnikami i Octaviusem była dziwna. Przyznaję się, że nie tak to chciałem rozegrać. Między Omnisjaszem a prawdą, to chyba wyszło tak, bo nie zrozumiałem dobrze sytuacji. Czegoś nie dosłyszałem.

    Ale ogólnie sesja dobra. To poczucie, że Desoleum padnie towarzyszyło mi od samego początku. Mało tego, od samego początku bałem się śmierci naszych postaci, a zwłaszcza swojej. Zwykle nie mam problemu z tym, że bohater, którego prowadzę od dłuższego czasu ginie (ci co pamiętają biednego Egona Rohirrima, to wiedzą), ale tym razem jakaś wizja fatum mi się rozcierała przed oczami. Może dlatego, że śmierć Octaviusa mogła, z dużą dozą prawdopodobieństwa, koincydować ze zgubą całej reszty wojennej bandy. A w DH mi się gra fajnie i nie chciałbym jeszcze kończyć.

    Także klimat był ciężki, ale odpowiedni do sytuacji. Im bliżej byliśmy spotkania z xenosem, tym większe poczucie beznadziejności sytuacji było odczuwalne. No bo jak walczyć z czymś, co jest w stanie kontrolować tysiące umysłów jednocześnie? Troszkę się cieszę, żę nie spotkaliśmy tego obcego, tylko jego marionetki, bo pewnie by się to skończyło inaczej.

    A co do samej sytuacji na planecie, to chyba jest już ona przesądzona. Nie wydaje mi się, że zniszczenie tylko jednego kopca coś tu mogłoby pomóc. Cały świat jest już skażony i należałoby go zdezynfekować w niebyt. Nie to, żebym tam teraz wytykał, ale od początku mówiłem, że najlepszym rozwiązaniem byłoby zbombardowanie całego tego bajzlu z orbity 🙂

    Fajnie w sumie wyszło z tym całym Javierem. Octavius traktuje go jak zwykłego serwitora, czyli „to”. Nie za bardzo może pojąć zafiksownie Flavii na punkcie nazywania go „on”. Serwitor to nie osoba. Stanowisko Sabanta natomiast jest jeszcze bardziej zastanawiające. Rozumiem, że można być dumnym ze swojej roboty (hehe, robot :)), ale żeby od razu atakować Octaviusa za komentarz, którego nawet nie do końca był świadomy. Bo serio, ja jako gracz odruchowo mówiłem o nim, jako „to” – nawet nie probowałem tego robić ostentacyjnie, ani nikogo prowokować.

    No i statek. Faktycznie, po wszystkich tych zajściach jakoś mało radości było z tego zarekwirowanego okrętu. Trzeba będzie dokładnie go zbadać.

    Jeśli chodzi o pomysł z sesją przeznaczoną na rozmowy między postaciami, to niby mogłoby być fajnie, ale mam pewne wątpliwości. Boję się, że jak sobie nasze postacie tak szczerze porozmawiają, to albo ktoś skończy po zewnętrznej stronie śluzy, albo się po prostu nam rozpadnie drużyna. No ale też z drugiej strony może by i mogło coś z tego wyjść. Podróż na pewno bedzie trwała dłyższy czas, wiec kto wie. Na razie trzeba zrobić remament.

    Polubione przez 2 ludzi

    1. Drużyna się nie rozpadnie jak TERAZ pogłębimy rozmowy, z bardzo prostej przyczyny – nie ma jak się rozejść na tym statku, chyba że po strzelonym foszku, ktoś się zamknie w swoim pokoju i będzie tam tupać nóżkami…
      Ale pozabijać się już możemy ;))
      Jako że ładownie są puste to pytanie „co na obiad?” wydaje się już być niebezpieczne ;P

      A co nerwowości Sabanta w sprawie Javiera, jak i wybuchu emocji zaraz po uratowaniu Was, mimo Waszych agresywnych działań, to IC, poproszę.

      Polubienie

Dodaj odpowiedź do Mariusz Sójka Anuluj pisanie odpowiedzi